Blog

Kobieta

Chcę być mamą – moja trudna droga do macierzyństwa

Kiedy trudno do macierzyństwa, kiedy droga do bycia mamą się wydłuża, my kobiety zastanawiamy się – co z nami jest nie tak, dlaczego inni maja tak łatwo w tym temacie, dlaczego nie mogę spełnić swojego największego marzenia.

W większości przypadków przyczyny szuka się w kobiecie. Winna nie-winna, że jeszcze nie jest mamą.

Winna, nie-winna, że rodzina nie-pełna. Winna, niewinna, ze teściowie jeszcze nie są dziadkami, a rodzeństwo ciociami i wujkami. Winna, niewinna, że ……… Lista jest długa.

Winne hormony, winna macica, winne jajniki, winne odżywianie, winny tryb życia, winny stres, winne w dzieciństwie przebyte lub nieprzebyte choroby, winne za długie lub za krótkie miesiączki, winny wpływ planet na nasze łono i inne winny tu i w świecie nieopisane.

Winna, a może niewinna. Niewinna jak oczekiwane dziecko.

Aż wszystko gorzknieje od tej winy. Aż temat macierzyństwa gorzknieje od tej winy. Aż zatraca się smak marzeń i już nie wiadomo, jaka słodycz jest z oczekiwania.

A może nie możesz jeszcze w sercu pożegnać dzieci utracone. Zatrzymałaś się w nieustającej żałobie. Albo nie dałaś sobie czasu i przestrzeni na żałobę. A może przeżywałaś to sama w cichości swego serca, nie otulona w tej stracie przez męskie ramię. Lub strach, że może znów przyjdzie strata, zatrzymał cię w ruchu do kolejnego próbowania. I tak tkwisz w tym zamrożeniu.

A może zatrzymałaś się w bólu? Bólu, który dziś wydaje ci się nie do przebolenia. A może zatrzymałaś ten ból, by nie czuć, by pokazać jak jesteś silna. Dla kogo i za kogo jesteś taka silna?

Oj pytań jest tu wiele, odpowiedzi może być jeszcze więcej.

Kobiety często z jakąś lekkością i ochotą dźwigają to brzemię, że to ich wina. Jak by to był ich los – branie na siebie tego niespełnienia. Bo jak winna, to musi być kara. I jak by od zawsze czekały na tą karę.

Trudna droga do macierz-yństwa.

A teraz weź wdech i wydech – droga wyczekująca dwóch kresek kobieto – i zamknij oczy i poczuj, gdzie siedzi w tobie ta wina.

I poczuj czy to Twoja czy nie twoja „wina”.

I poczuj, gdzie siedzi w Tobie to oczekiwanie. I czyje jest to oczekiwanie.

Czego od ciebie świat oczekuje. Czy to twoje czy nie twoje oczekiwanie?

Czy oby na pewno to twoje?

A może droga do macierzyństwa ciężka, bo w twojej rodzinie było dużo poronień. A może powtarzające się historie jak echo, że gdy pojawia się ciąża to znika mężczyzna. A może losy rodowych kobiet, że jak pojawi się dziecko to wszystko się kończy dla kobiety. A może w twoim rodzie było dużo śmierci kobiet lub dzieci przy po-rodzie.

Lecz ród dla przyszłego dziecka składa się z dwóch rodziców: i matki i ojca. Zatem ciężary braku wyczekiwanego macierzyństwa rozkłada się na dwoje. Zobacz czy od razu nie jest lżej, a jak lżej to łatwiej pochwycić temat.

Jak swój to na pewno jest do uniesienia.

Popatrzymy czy to twoje czy nie twoje. Może idzie to z rodu.

Epigenetyka – dziedziczenie traum.

Z jednej strony piękny mechanizm obronny dla ludzkości by zawsze przetrwał, z drugiej gdy pojawia się w kolejnym pokoleniu ciężar nie do uniesienia. Bo swoje ciężary przypisanego losu zawsze jesteśmy w stanie unieść lecz te nie nasze, te rodowe, te karmiczne, te przez nas niezawinione mogą być dla nas przytłaczającym ciężarem.

Więc jak tu mieć siłę nieść w sobie dziecko, gdy my już mocno ob-ciążone.

Aż zaczyna brakować energii, oddechu, lekkości do życia w codzienności.

Więc mądre ciało kobiety paradoksalnie może chronić kobietę, żeby ciąży nie było. Bo przeciążone ciało już nie da rady na kolejny ciężar.

A może świadomie z nadzieją myślimy o macierzyństwie, ale podświadomie poprzez traumy naszych przodków jest w nas dużo lęków i obaw.

Gdy, spotkamy się z tym co trudne, gdy to przepracujemy to zaczynamy odzyskiwać wewnętrzną przestrzeń na nowe, odzyskujemy swoje zasoby, energię do życia i nadzieję na spełnienie naszego marzenia.

A może jesteś kobietą, która dopiero zaczyna myśleć o macierzyństwie, czy to już teraz czy nie teraz, czy z tym czy nie z tym mężczyzną. I chcesz przed zajściem w ciąże, przyjrzeć się temu tematowi w sobie.

A może droga kobieto, wcale nie chcesz być matką teraz lub w ogóle w życiu lecz oczekiwania partnera, rodziny, rodu i nacisk na spełnienie obowiązku obywatelskiego przytłacza cię i przymusza na siłę. A ty stoisz w potrzasku jak na skrzyżowaniu dróg, nie wiedząc czyje potrzeby wybrać. Swoje czy reszty świata. W imię miłości, w imię przyrzeczenia, w imię oczekiwań. Jaki tu obowiązek wypada spełnić. Zobo-wiązać się. Czyje zobowiązanie nosisz na swoich plecach? I jak to cię w tym zobowiązaniu życiowo wiąże?

Macierzyństwo. Macierz – w słowniku języka polskiego ma wiele znaczeń, m.in: ojczyzna i dawniej jako matka.

Jeśli macierzyństwo – to tylko dla siebie. Dla kobiety, która ma to pragnienie. Nie dla mężczyzny, bo on ma swoje tacierzyństwo. Lecz w równowadze z męskim. Gdy te potrzeby się na równi spotkają, wtedy wzajemnie się wspierają, dając sobie oparcie w wymianie i wsparcie dziecku, które z takiej potrzeby serca zostaje poczęte. Nie dla swojej matki, teściowej, bo one swoje macierzyństwa już mają. Nie dla spełnienia narodowego obowiązku.

Rzeczy robione na siłę, nie ma siły. Nie mają siły żyć. Nie mają siły być.

Zatem jeśli chcesz się przyjrzeć się temu co ciężkie, w temacie Twojego macierzyństwa co jest na siłę, i potem by to pożegnać, a przywitać nowe – to co lekkie. by otworzyć się na to co z lekkością przychodzi do życia, zapraszam na warsztat ”Chcę być mamą – trudna droga do macierzyństwa – warsztat ustawień systemowych”, by przyjrzeć się swojej osobistej drodze do macierzyństwa.

Renata Katarzyna Oczkowska Live&Business Coach Systemowy Absolwent Kursu „Terapia Systemowa Rodzin” w Akademii Doskonalenia Zawodowego Naturopata oraz Uczeń Szkoły Ustawień Systemowy Anny Brzozowskiej (w trakcie superwizji).

Jestem również Certyfikowanym Coachem EMCC, Trenerem Rozwoju Osobistego oraz Trenerem Pracy z ciałem m.in. jestem Providerem TRE® oraz Trener Umiejętności Społecznych dzieci i młodzieży.

To właśnie w swojej pracy z drugim człowiekiem i procesach własnych dostrzegłam, że nie wystarczy czasem pracować z bieżącymi sprawami, czy tematami z dzieciństwa, że jest coś więcej. Że pojawiają się trudności, w których utykamy. I to mnie popchnęło by korzystać z ustawień systemowych.

Epigenetyka czyli dziedziczenia traum.

Te trudności pojawiają się na rożnych poziomach i duszy i umysłu i serca i ciała.

Pełna pokory i podziwu dla tej metody pochwycam ją do pracy z kobietami..

Od 2019 roku prowadzę autorskie warsztaty dla kobiet starających się o dziecko –„Chcę być mamą – Odstresuj ciało i umysł. Cykl 9 warsztatów”.

PS.

Znam smak oczekiwania na upragnioną ciążę, znam smak tego ciężaru niezawinionego, gdy oczekiwań innych nie spełniasz. Zmam spojrzenie „życzliwych” oczu i pytań – a kiedy ty, a kiedy wy, a kiedy … Znam też smak straty tego co już namacalnie dawało nadzieję. Ale znam też smak wymarzonego spełnionego macierzyństwa. Zmam wszystkie te smaki i mocno je w sobie dotknęłam i w sobie poukładałam, więc dziś mogę pracować z lekkością w tym temacie. I wiem, że warto marzyć i mieć nadzieję. Bo nadzieja jest zawsze w naszym sercu żywa. I odradza się co chwila.

I wiem, że warto drążyć ten temat, szukać rozwiązania, że nasza kobieca intuicja prowadzi nas do wewnętrznego uzdrowienia tematu macierzyństwa.

Może zaprowadziła cię dziś tu i czytane słowa ci rezonują. Poruszają coś w tobie i dają nadzieję na przyszłość. Nadzieja – być przy-nadziei.

Kobieta

KOBIECE ROLE a PORZUCANIE SZA-BELEK – szkoła bab

KOBIECE ROLE a PORZUCANIE SZA-BELEK W ilu rolach jesteśmy w życiu. Rolach kobiecych. I czy wszystkie z pozoru kobiece są kobiece? W ilu rolach kobiecych stajemy jako kobiety, to jednak nie kobiece role.

Przyszedł mi dziś temat SZKOŁA. Ma charakter babski czy facetowy?

Na zebraniach szkolnych to kto? Na dywanikach u wychowawcy i dyrektora, to kto?

A gdy chodzi o bezpieczeństwo naszego dziecka, bo pani/pan nauczyciel przypieka naszemu dziecku lub naszemu dziecku ktoś dokucza, to kto załatwia te sprawy. Ojciec czy matka? Wszak od bezpieczeństwa rodziny jest rola męska. Mężczyzna. Kto leci do nauczyciela wyjaśnić, obronić etc. Kto dzwoni do rodzica dziecka który naszemu dokucza czy bije? Ja w 90% widzę kobiety.

Nawet jak nasza kochana latorośl płci męskiej pobije się z innym kolegą, to który rodzic to ogarnia? Przeważnie mamy z mamami i jeszcze z wychowawcą też kobietą ogarniają temat. Więc uczymy tych naszych małych mężczyzn po babsku rozwiązywania konfliktu. I o ok Tylko potem taki ziomek z innego babskiego systemu dostaje się nam na męża i? Zdziwienie, że mało męski.

Włazimy w rolę ojcowskie gdzie możemy. W role męskie. A jak.

Zaraz dostanę tu obuchem od matek, że co ma zrobić jak samotna matka jest lub jej ślubny do rozwiązywania „tych” spraw się nie garnie. Nawet nie nazwiemy tego po imieniu bo łatwiej jest nazwać to: te sprawy. No i drogie mamy KOBIETY, do kogo tu reklamacje?

Więc co tu można. Zatrzymać się w refleksji i zapytać siebie, co ja tu mogę jajo kobieta. W tych męskich sprawach. I nie oczekiwać od siebie, że rozwiążemy te konflikty idealnie.

Bo to nie do kobiety należy.

Więc zanim polecisz do szkoły na dywanik/ hahaha w dzisiejszych czasach dywanik często jest w Librusie, Vulcanie czy innym dzienniczku elektronicznym/, zrób ćwiczenie.

ĆWICZENIE:

Połóż na podłodze dwie poduszki.

Jedna niech symbolizuje – zabieram się za temat jak do tej pory.

Druga – co ja tu mogę jajo kobieta. Zajmuję się ta sprawą jajo kobieta.

Usiądź na jednej, potem drugiej.

Gdy umysł ci tu za dużo rządzi, włóż pod poduszki karteczki, tak żebyś nie sugerowała się co pod którą.

I poczuj co w ciele. Jakie uczucia, emocje się pojawiają. A może zobaczysz jakie obraz z dzieciństwa lub jakiegoś członka rodziny.

Gdy umysł za dużo gada, popatrz na ciało. Ciało jest pięknie połączone z podświadomością i może tam są odpowiedzi. Ciało okłamujesz na końcu lub ciała nie okłamiesz.

Nawet jak nasza kochana latorośl płci męskiej pobije się z innym kolegą, to który rodzic to ogarnia? Przeważnie mamy z mamami i jeszcze z wychowawcą też kobietą ogarniają temat. Więc uczymy tych naszych małych mężczyzn po babsku rozwiązywania konfliktu. I o ok Tylko potem taki ziomek z innego babskiego systemu dostaje się nam na męża i? DRAFTJS_BLOCK_KEY:3lnqjZdziwienie, że mało męski.

My kobiety z terenów, gdzie wojny się przewijały seriami, ciągle same, z całym gospodarstwem i dziećmi. Tośmy rodowo nadciągnęły męskim. A po wojnie, chłop albo w fabryce, albo w Polsce albo ja wódce. No tośmy brały się za te porzucone męskie.

Więc pytam dziś. Ile kobiety w kobiecie? Ile nas w nas?

A gdyby tak dziecku i światu powiedzieć: Ja tu kobieta. Ja tu matka. Mogę dać tylko jak matka. Mogę dać tylko jak kobieta. Dać 50%, ale za to z tych 50% dam całość.

Resztę kochane dziecko bierz od ojca. Drugie 5O% bierz od ojca.

Już nie szabelkami wojować a sercem. I zrzucić z naszych ramion i barków tych dziesiątki BELEK nadodpowiedzialności.

Co to zamiast nagrody bólami kręgosłupa się pokazują.

Lepiej być 100% matką, niż w nieokreślonym pt cenie matkoojcem.

Już przy byciu matka jest sporo pracy. Po co nam kolejny etat OJCA? Może już nie wyrywajmy ojcom tych kawałków. Więcej będzie dla nas w roli kobiety. Inną sprawa, że mężczyźni dają sobie te kawałki wyszarpać

.

Dziś pełnia. Dobry moment na porzucenie co nie nasze. Co nas przygniata na barkach nie dając się rozwinąć w pełni skrzydłom.

Wdech i wydech.

Stanięcia w kobiecym kobiety wam życzę. Mężczyznom kobiecych kobiet życzę.

Renata K. Oczkowska

Coach&Terapeuta holistyczny

Dziecko

STRES SZKOLNY – naszego dziecka czy naszego wewnętrznego dziecka?

Stres szkolny.

Niby wszyscy wiemy co to za twór.

Tylko do kogo on należy?

Czy to stres dziecka tylko?

Czy i nasz, rodziców?

I ile stresu rodziców jest w stresie dziecięcym?

I ile stresu dziecięcego jest w samych rodzicach?

Wrzesień to czas, kiedy po letnim odpuszczeniu szalonego tempa, wracamy do licznych obowiązków.

Jeśli dziecko idzie po raz pierwszy do szkoły lub przedszkola to jest to ogromna zmiana. Nie tylko dla dziecka. To zmiana organizacji życia, codziennego funkcjonowania, rytmu wstawania i zasypiania, zmiana trybu jedzenia, zmiana bezpiecznego środowiska na nowe nieznane. Psycholodzy mówią, ze należy podejść do tego strategicznie i uznać, że na nowo należy zorganizować życie rodzinne, bo dotychczasowe wypracowane funkcjonowanie, czy komunikacja może tu już nie działać, nie być wystraczająca lub nie być dopasowana. To co dotychczas działało i sprawdzało, teraz nie działa, a czasem nawet może szkodzić.

Zatem normalnym jest, że jest to okres stresujący, szczególnie te pierwsze 2 miesiące zanim nowy porządek zacznie się układać. Stres nie jest zły, bo mobilizuje nas do lepszego działania.

Ale dziś chciałam napisać co nam dorosłym może robić wchodzenie z dzieckiem do szkoły.

Warto przyjrzeć się sobie, poobserwować się, swoje myśli, emocje i odczucia z ciała, gdy razem z dzieckiem wchodzimy do szkoły.

Nie wszystko co się zdarza należy tylko do naszego dziecka i nie zawsze o nasze dziecko może chodzić.

Wchodzimy do szkoły jako dorośli, dojrzali ludzie.

Czy na pewno?

Jako dorośli, jednak w środku mamy tzw. nasze wewnętrzne dziecko.

Czyli co?

Czyli, mijając mury szkoły możemy, nie tylko przeżywać emocje dziecka, czyli przeżywamy jego strach jak sobie poradzi, jego obawy czy znajdzie przyjaciół, jego dystansowanie się przed nowym opiekunem/nauczycielem itp., ale również swoje jako rodzica, czy martwienie się czy sobie poradzi i czy my damy radę, czy nie będzie mi wstyd za nie etc.

Ale jest jeszcze coś, czego możemy świadomie nie zauważyć, ale podświadomość może uruchamiać wiele. Może w tych okolicznościach obudzić się wspomnienia z naszego pierwszego pójścia do szkoły. Czyli te same lub podobne lęki jak ma nasze dziecko.

Bo w nas być może odżywają nasze przeżycia, te niemiłe, gdy sami byliśmy zaprowadzani do nowej szkoły, albo szliśmy sami i wcale to nie było dla nas fajne.

Gdy nie byliśmy wysłuchani, gdy nasz lęki były deprecjonowane lub co gorsza byliśmy za to karami. I to karami cielesnymi, ale i karami psychicznymi. czasem rodzice nic nie zrobili, ale zaniechanie działań może być tak samo szkodliwe dla dziecka, jak zadziałanie nietrafione. Dziś przy okazji emocji naszego dziecka związanej z pójściem do szkoły, te wspomnienia mogą odezwać się w nas świadomie lub podświadomie.

Gdy świadomie, to warto się zatrzymać , przyjrzeć się swoim emocjom, może na nowo pozwolić sobie dziś, gdy już jesteśmy dorośli na przeżycie tamtych emocji, czyli jakby dokończyć żale, trudności, tamte emocje z okresu naszego dzieciństwa. I jeszcze raz popatrzeć na siebie. A potem na swoje dziecko i zauważyć czy patrzymy na jego przeżycia, czy na jego poprzez pryzmat swoich.

Gdy natomiast nieświadomie to efekt może być taki, że złościmy się na sytuację, na dziecko, na szkołę, na pośpiech poranny, na korki, na partnera, panią w kiosku, pracowników, na cały system i poza dalszym nakręcaniem emocji prowadzi to nas donikąd. Nie jesteśmy świadomi ile tych emocji pochodzących z naszego wnętrza z przeszłości wpływa na nasze emocje dzisiaj.

A inny powód dlaczego może nam być trudno z emocjami naszego dziecka?

Trudno szczególnie z tymi mocno zewnętrznie okazywanych przez nasze dziecko, przejawiających się np. w stawiamy oporze, negowaniu naszych rodzicielskich próśb, poleceń, obrażaniu się, rzucaniu przedmiotami, krzykami, czasem agresją fizyczną, jak bicie, plucie, kopanie, wymuszania na rodzicach przeróżnych rzeczy i obietnic, stawianiu warunków itd.

Niby wiemy, że należy wspierać dziecko w tych trudnych przeżyciach, zgadzamy się z tym z całego serca, chcemy by tak było, ale w chwili szkolnej zawieruchy zapominamy, że to „złe” zachowanie naszego dziecka ma podłożę często obaw, lęków, wstydu dziecięcego, braku poczucia bezpieczeństwa. Bo mało, które dziecko podejdzie w porannym pośpiechu przedszkolnym do rodzica i powie np. „wiesz mamo jestem taka zła na …, że nie mogę sobie z tą złością poradzić” lub „bardzo się boję czy sobie poradzę w klasie dlatego tak się zachowuję”, albo „mam obawy czy będę lubiana w nowej klasie, dlatego nie wytrzymuje napięcia w sobie”. Mało dorosłych potrafi mówić o swoich emocjach, zatem trudno tego oczekiwać os kilkulatka.

Zapominamy, że podłożem „złego” zachowania zawsze są wewnętrzne trudności dziecka.

I choć to niby wiemy, gdy się te sytuacje zadzieją, często nie możemy ich zmieść. Udźwignąć. Zdystansować się na tyle, aby towarzyszyć dziecku w tych trudnych momentach, a nie nakręcać się razem z nim.

A pod skórą czujemy, że nie zachowaliśmy się jak dorosły, tylko też jak dziecko.

Powód?

Być może to, że w podświadomie przeżywamy nasze przeżycia z przed lat, kiedy to sami byliśmy dziećmi i nie wolno nam było mieć emocje, źle się zachowywać etc.

W jednej chwili dźwigamy bieżące emocje naszego dziecka i swoje z przeszłości.

I to ma prawo być dla nas trudne.

I tą trudność własną warto zauważyć i uznać.

Czyli przy naszym dziecku, zamiast stanąć jako dorosły rodzic, stoimy jak dziecko z poranionym tzw. naszym wewnętrznym dzieckiem. Naszym wnętrzem, które nosi ślady przeżyć czasem bardzo odległych.

I mimo obietnic, że następnym razem nasze dziecko nie wyprowadzi nas z równowagi, że nie zachowamy się okropnie jako rodzic, wpadamy znów w ten sam schemat. Co gorsza z mocniejszym poczuciem winy i porażki. A rodzic w poczuciu winy i porażki, a często własnej bezsilności nie jest rodzicem wspierającym.

Dlatego jeśli poranienia z naszego dzieciństwa są duże , warto do nich wrócić, przepracować, dożyć, uznać np. w terapii.

Jeszcze jedna kwestia, o której chcę napisać – to nasze przekonania nt. szkoły, szczególnie nauczycieli.

Jest często takie przekonanie, szczególnie tych dojrzalszych wiekiem rodziców, że gdy coś się nam się nie podoba w zachowaniu nauczyciela lub dziecko zgłasza nam, że nauczyciel postępuje niefajnie w stosunku do niego, to słyszymy w sobie wewnętrzny głos, który mówi „uważaj lepiej nie zwracać uwagi nauczycielowi, nie kłóć się z nim, bo wszystko odbije się na naszym dziecku”. Albo, że „nauczyciel zawsze ma rację”, „że nasze dziecko się przyzwyczai” etc.

Więc nie robimy nic lub gorzej – zamiast wysłuchać dziecko i skonfrontować zachowanie nauczyciela, strofujemy nasze dziecko, że ma się dobrze zachowywać. Albo boimy się iść do nauczyciela, bo wyjdzie dopiero jak sobie z naszym dzieckiem nie radzimy, ze że je wychowaliśmy etc.

Fakt, że wychowanie dziecka i wpojenie mu wartości to rola rodziców.

Ale warto zanim przyjmie się założenie, ze to wina naszego dziecka, przyjrzeć się temu co się wydarzyło, co mówi do nas nasze dziecko, zaobserwować w jaki sposób mówi, jak jego ciało się zachowuje, gdy opowiada o zachowaniu nauczyciela. I zadać sobie pytanie – a co jeśli nasze dziecko mówi prawdę?

Ja mam taką zasadę w swoim rodzicielstwie, że dopóki nie sprawdzę, nie prześledzę co się wydarzyło w życiu mojego dziecka, zakładam, że mówi prawdę. Dopiero po konformacji spoglądam bardziej realnie na sytuację. Ale nawet gdyby „wina” leżała po stronie mojego dziecka, wiem, że jego zewnętrzne zachowanie wynikało z wewnętrznych trudności.

Przekonania, nasze wzorce rodzinne, społeczne, wdruki itd., czyli w prosty sposób – wzory jak mamy żyć i wzory jak postępować.

Czym są przekonania?

„Przekonania – subiektywne opinie o otaczającej nas rzeczywistości, ludziach, których spotykamy i roli, którą przyjmujemy. Przekazujemy je sobie z pokolenia na pokolenia. One wpływają na nasze życie i życie naszych bliskich. Może to być wpływ wzbogacający lub może okazać się balastem i nierzadko trudnym do zrzucenia ciężarem [źródło: dziecisąważne].

No i znów, choć chcielibyśmy się zachować inaczej, mogli być bardziej wspierającym dla naszego dziecka, przekonania te ograniczające blokują nas, abyśmy postąpili tak jak nam serce podpowiada. I stanęli w obronie dziecka i stanęli obok niego i byli w pełni wspierającym rodzicem.

Ale nie zawsze jest to takie proste. Szczególnie gdy nasze przekonania są z nami od zawsze, a być może w naszej rodzinie od pokoleń.

Czy można coś z tym zrobić?

Zmienić?

Można.

Praca z przekonaniami, czym jest? To przeformułowanie ich z ograniczających na wspierające. Pierwszy krok to zauważyć je, wyłapać. To nie zawsze proste, bo stare przekonania są dla nas jak prawdy oczywiste. Ale można zmienić, można poćwiczyć, czasem idzie to szybko, czasem potrzeba więcej czasu. Czasem robimy to sami, czasem ze wsparciem coacha, terapeuty itp. Nie liczny jednak, że jest magiczny eliksir, który w jedną noc zmieni je jak wróżka z Kopciuszka dynię w błyszczącą karocę. Bo jeśli mamy 30, 40 lat i żyjemy z tymi przekonaniami już dzieści lat, potrzeba czasu by stare ograniczające przekonania „odczepić”, a nowe wspierające mocno osadzić w nas.

Więc choć bardzo chcemy wspierać nasze dziecko, nie zawsze te przekonania dają nam siłę by stanąć za naszym dzieckiem, cokolwiek by rozbiło, cokolwiek by się wydarzyło.

I nie wynika to z naszej słabości lecz z tego, że „odziedziczyliśmy” te przekonania od naszych rodziców i często doświadczyliśmy na naszej skórze ich negatywnego działania, gdy to sami byliśmy małym dzieckiem.

Warto o tym pamiętać, gdy jutro znów zacznie się poranna krzątanina z przygotowaniem do szkoły, potem wejściem do szkoły, gdy odprowadzamy naszego skarba, potem odebraniem dziecka ze szkoły itd.

Zatem pytanie do samego/samej do siebie:

Czy zaprowadzając naszego uczniaka do szkoły, wchodzimy z nim do szkoły jako dorosły rodzic?

Czy raczej jako dorosły z fizyczności rodzic, a z wnętrzem wciąż przerażonego, poranionego małego wewnętrznego dziecka?

I kolejne retoryczne pytania?

Kiedy możemy stanąć przy naszym dziecku i je wspierać?

Kiedy możemy towarzyszyć mu w jego trudnościach podczas zmian w życiu?

Jego trudnościach, w jego ocenie i skali trudności, bo to dziecko tylko może określić co jest dla niego trudne. Co dziecko uzna za trudne jest trudnością dla niego.

Renata K. Oczkowska

✅ Certyfikowany Coach EMCC,

✅ Certyfikowany Provider TRE

✅ Trener rozwoju osobistego

✅ Trener pracy z ciałem

✅ Trener Umiejętności Społecznych dzieci i młodzieży

Życie

Życie zaczyna się wdechem, a kończy wydechem

„Decydując się na przygodę z oddechem,

decydujesz się na przygodę poznania samego siebie… Bardziej niż się spodziewasz” „Oddech” Grzegorz Pawłowski

Zapraszam na spotkanie ze swoim oddechem. Na poznanie samego siebie…..

Gdy poznajemy TRE® (ćwiczenia redukujące napięcie i traumę ) – poznajemy też swój oddech. Gdy poznajemy swój oddech poznajemy też siebie. Poznanie siebie – to może być bardzo ciekawa podróż.

Wiedzieć, że się oddycha, a czuć, że się oddycha to czasem duża różnica.

W czasie ćwiczeń TRE®, najpierw zauważamy swój oddech, bez oceny, jaki jest na ten moment bez oczekiwań jaki powinien być.

Potem akceptujemy to jaki jest, uznajemy, że właśnie taki jest teraz, że na ten moment tai jaki jest, jest właściwy.

Następny krok to decyzja, czy taki ma zostać, czy jest wystarczający, czy chcemy go zmienić.

Zobaczenie jakie coś jest, to pierwszy krok do zmian.

Nie bez powodu powstały stare porzekadła, jednym z nich jest: wziąć oddech pełną piersią.

Co ono oznacza? Da każdego coś innego.

Ale znamy to przecież z życia, kiedy przed ważną decyzją, ważnym życiowym krokiem, nabieramy powietrza w płuca, by dodać sobie siły do działania.

Żeby wziąć oddech pełną parą, potrzebujemy mieć dobry kontakt, ze swoim ciałem!!!!! CAŁYM

Oddychamy płucami, ale blokady oddechu mogą być w całym ciele: w barkach, lędźwiach, w szczęce, na poziomie splotu słonecznego, w naszej miednicy, a nawet w nogach.

Tam gdzie jest jakiś ból, tej fizyczny i emocjonalny, podświadomie wstrzymujemy oddech.

A po co? By nie czuć. Bólu W ciele W duszy W sercu.

To nasz mechanizm obronny i dobrze, że jest. Pozwala mam przetrwać trudne chwile, ale gdy, utrzymuje się zbyt długo, to zaczyna ma zabierać przestrzeń życiową, choć żyjemy nadal, ale już nie w pełni.

Zatem drogą do do odblokowania jest taka sama, jak droga, która spowodowała blokadę.

Czyli poprzez oddech, czyli poprzez ciało.

A ciało potrafi nas zaskoczyć, gdy je poznajemy, i wtedy możemy się zaskoczyć poznając siebie.

I odzyskać nasze cenne zasoby, by znów żyć pełnią życia.

Nabierać oddech, pełną piersią.

Zapraszam do poznania siebie

Renata K. Oczkowska

✅ Certyfikowany Coach EMCC,

✅ Certyfikowany Provider TRE®

✅ Trener rozwoju osobistego i pracy z ciałem

Współzałożyciel i Członek Zarządu Polskiego Stowarzyszenia TRE®.

Problemy

Nowe wyzwanie/ problem do rozwiązania – jak zacząć, żeby…

Świat przyspiesza i to jego obecny urok. Jako managerowie, jako specjaliści, jako początkujący pracownicy nieraz stajemy przed nowymi wyzwaniami lub koniecznością rozwiązania problemu.

Zabieramy się za to różnymi sposobami, znanymi nam lub nie znanymi. Ale przeważnie wybieramy sposoby, do których się przyzwyczailiśmy. I czy są pomocne czy nie, stosujemy je. Mózg lubi wybierać to co zna, nawet jeśli jest/ może to być nieefektywne do danej sytuacji.

Zatem czasem warto się zatrzymać, zanim ad hoc pójdziemy w działanie ze starymi sposobami i zadać siebie kilka pytań.

  • Jeśli stoi przed tobą nowe wyzwanie lub problem do rozwiązania, to jakich narzędzi/ jakich sposobów używam do ich rozwiązania:
  • jakich do małych wyzwań/ problemów ad hoc,
  • jakich do większych wyzwań/ problemów?
  • Gdybym był prezesem/ szefem jakie widziałbym możliwości rozwiązania problemu i co bym potrzebował? – (pytanie dla tych co jeszcze są w drodze na szczeblach kariery)
  • Co robią moi podwładni, gdy mają jakiś problem/wyzwanie?
  • Jakich narzędzi używają moi podwładni do rozwiązania problemu/ podjęcia nowego wyzwania?
  • Co ułatwia, a co utrudnia rozwiązywanie problemów w mojej firmie/ dziale/ obszarze działania?
  • Co powoduje, że szukam nowych narzędzi do rozwiązywania problemów w firmie?

I bardzo ważne pytanie: czy sięgam po nowe narzędzia/ sposoby czy działam zawsze podobnie, bez względu na zakres wyzwania i jego skalę?

Jeśli sprawdzone sposoby dają wymierne efekty i powalają ci się rozwijać i twojej firmie jest ok. Ale jeśli masz wrażenie, że sprawy nie posuwają się do przodu, że wybrane rozwiązania dają połowiczny efekt lub wręcz odwrotny od zamierzonego, to może warto skorzystać z nowych sposobów/ narzędzi.

Często zdarza się, że od razu widzimy rozwiązania na nasze wyzwania/ problemy. Szybko przechodzimy do działania i ich wdrożenia. I choć wydawały się idealne to okazuje się, że jednak mimo włożonego dużego wysiłku pracy i zaangażowania, nie to osiągamy co przyświecało nam na początku naszej koncepcji.

I zastanawiamy się co poszło nie tak, przecież pomysł był świetny.

I zgadza się, pomysł był świetny.

Tylko czy był dopasowany do potrzeb zainteresowanych.

Zatem pytanie – czego zabrakło.

Odpowiedź może dać takie narzędzie jakim Jest Design Thinking (DT).

Dlaczego?

Bo w DT duży nacisk jest na empatię i zdefiniowanie problemy/wyzwania.

Empatia jako głębokie zrozumienie potrzeb tych dla kogo dedykowane są produkty, usługi, dla kogo i jakiego obszaru szukamy rozwiązań problemu lub poszukujemy nowych rozwiązań.

Potocznie mówi się: wejść w czyjeś buty, być w jego skórze.

I wierzyć i nie wierzyć starym przysłowiom, ale coś w nich jest.

A jeśli dobrze zrozumiesz potrzeby to przechodzisz do ich zdefiniowania, również ważnym etap, ale już dalsze kroki jak wymyślanie najlepszego rozwiązania – generowanie pomysłów – są o wiele prostsze i prowadzą do kolejnego etapu jakim jest realne stworzenie rozwiązania problemu tzw. prototypowanie. A tu już pozostaje tylko ostatni etap jakim jest testowanie naszego rozwiązania.

5 prostych kroków, pięć szczebli do sukcesu.

Design Thinking – czym jest, jaka jest jego moc?

Sporo jest definicji.

Ale dopiero po pierwszym doświadczeniu tego narzędzia docenisz jego prostotę, a jednocześnie doświadczysz jego potęgę działania i różnorodność możliwości wykorzystania do dużych i małych projektów, ale również w działaniu społecznym i do rozwiązywania codziennych problemów i problemików.

Zatem – Zatrzymaj się na chwile i pobądź w skórze tego dla kogo szukasz rozwiązań, czy to będzie twój klient, twoja firma (jednoosobowa czy wielkie korpo), twój zespół, twoi koledzy czy partnerzy biznesowi, twój obszar działania, twoi bliscy, twoja rodzina, czy ty sam.

Różne

DWA. Polacy zostali podzieleni. Opinie zostały podzielone.

Polska, Polacy podzieleni. Ciągle zewsząd to słyszę: Opinie zostały podzielone. Wypowiedź iXa podzieliła Polskę. Decyzja Ygreka spowoduję, że Polacy znów będą mieć odmienne opinie. Z-et dzieli nasz naród etc. itd. etc. itd. etc. itd.

No i skąd to w nas?

Wiążę dziś kitkę córce do szkoły – biało czerwoną, jak nasza flaga i….. Przecież nasza flaga to podzielenie. 2 kolory. 2 symbole. Biało-czerwone – razem? Czy oddzielnie białe i oddzielnie czerwone?

Zatem ten podział już jest. Wpatrujemy się w niego każdego święta, a czasem częściej. Utrwalamy obraz dwóch kolorów. Podzielenie flagi na 2.

Dzieciństwo

A może to z pytań w dzieciństwie? Mamusia i tatuś. Kogo kochasz bardziej? Mało kto jest od tych pytań wolny. I choć z poru wydaje się, że nie słyszeliśmy tych pytań, nikt ich nie wypowiedział, to może były w myślach, w oczekiwaniach, naszych ukochanych mam i ukochanych ojców – naszych rodzicieli.

Kogo kochasz bardziej? I cały dorosły świat patrzy na ciebie z nadzieją, że wskażesz jego lub ją. A ty stoisz w podzieleniu. Mam wybrać białe czy czerwone. Już wtedy czułeś strach w ciele, duszy i sercu. Za duże to było dla Ciebie. Ale już doświadczyłeś rażącej mocy podziału. Ale…

Miłość do rodziców podzieliła Twoje serce.

Smaki

A może ukochana babcia przemycała tą ideę, pytając: czyj rosołek Ci bardziej smakuje? Mamusi czy Babusi? I choć za rosołkiem nie przepadałeś, to jadłeś go z miłości dla obu ważnych i istotnych kobiet Twojego życia, a może jadłeś go ze strachu i nieuchronnych konsekwencji – co stanie się jak nie zjesz, a poza tym cały świat dorosłych mówi, że rosołek pyszny. No to jak ufać sobie i swojej buzi, która mówi taki sobie, wszak ukochana mamusia mówi pyszny!!! Więc znów dzielisz babcię i mamę. Swoje nielubienie rosołu z mamusi lubieniem. Ale…

Smaki wewnątrz ciebie są podzielone.

Szkoła

Czy jesteś humanistą czy umysłem ścisłym? Już od zerówki, od przedszkola, a nawet żłobka oglądają Cię zewsząd. Dzielą na dwa. Wrzucają Cię do jednego, albo drugiego worka. Mało kto widzi, że może dla ciebie świat farbek najbardziej gra w Twojej duszy. Ale nie masz szans się poznać, bo świat dorosłych już Ciebie rozeznał. A przecież nasz fizyczny mózg też składa się z dwóch półkul i są one odmienne w działaniu. Więc po co dzielić już coś podzielone. Wywarzać otwarte drzwi. Ale…..

Twój umysł już podzielony.

Praca

Zaczynasz pracę i swoją karierę, a w miedzy czasie macierzyństwo. Radość i błogostan. O nie, nie. Nie tak szybko i nie pełni. Wracasz do pacy i….. Jak pani dzieli swoje życie miedzy pracą a byciem matką? Ale przecież ja nie dzielę, ja łączę jedno i drugie!!!!!! Jedno wtapia się w drugie. Jest obok, razem we mnie. Jedno daje siłę na drugie. Wzmacnia, motywuje. A Ty? Ucieszona świeża mama masz wybierać i określać, gdzie leży granica podzielenia. Ale….

Twoje życie już podzielone.

Ciało i dusza.

O podzieleniu nas na DWA już nie wspomnę. Dusza i ciało. I o ciągłym odwiecznym spieraniu się co ważniejsze w danej epoce. Ale ja jestem jedna, jednością chcę się czuć. Nie da rady. Masz wybierać, czy ciało czy dusza. I modne ostatnio pytania – czy tego chce Twoje ciało czy Twoja dusza? Kurka nie wiem. Potrzeba jest we mnie. Jakie to ma znaczenie? No pewnie takie, ze dywagacje skąd pochodzi potrzeba odciągają nas podświadomie od jej realizowania, od jej otrzymania. Pozostajemy w ciągłym stanie pytania. Dwa byty we mnie, tylko że nie da rady czuć co czuje dusza nie mając ciała i czuć co czuje ciało nie mając duszy. Ale…

Bycie podzielone.

Człowiek

No też nie jeden. Dwa. Kobieta i mężczyzna. No i żeby nie było tak prosto, to jeszcze mówią nam uczone głowy, że w nas jest natura męska i natura kobieca jednocześnie. I jak tu żyć pytam, jak żyć J

Człowiek podzielony.

Mnożyć tych przykładów można wiele. Są w każdym obszarze naszego życia. W pędzie świata niedostrzegane czasem na co dzień lecz zaczynają ciążyć, doskwierać, smucić. I ciągle słyszysz, czytasz, widzisz: podzielona, podzielenie…

Zatem może to podzielenie, dualizm, 2 w 1 jest naturalną rzeczą w nas. Nie tylko Polaków. Człowieka, każdego.

noc / dzień … dobro / zło … radosny /smutny … nasze/ obce … ziemia / niebo …………….

Może wystarczy to uszanować? Uznać?

Że tak mamy, my POLACY. Że tak mamy, my ludzie. Że świat pulsuje na dwa – jak wdech i wydech. I jedno i drugie niezbędne. I jedno i drugie potrzebne nam do życia. A i jedno drugiemu potrzebne. Bez jednego nie ma drugiego, bez drugiego nie ma jednego. Bez konieczności wybierania jednego.

Niepodzielone.

Lecz uznawanie zaczynamy od siebie, w sobie uznajemy te DWA. Gdy już uznamy, że da radę żyć w zgodzie tym DWÓM w nas, łatwiej będzie uszanować te DWA w innych. Bez programów integracyjnych. Bez projektów uświadamiających, że inny człowiek też ma prawo. Bez haseł na plakatach Polska dla wszystkich.

Bo to co z zewnętrz płynie, czy trafia do wnętrza?

Może kluczem jest, to że moc ma to co we wnętrz. Z wnętrza płynie na zewnątrz.

Wszak „wojny, konflikty zewnętrzne są projekcją wewnętrznych konfliktów”.

Zatem wracam do wiązania kitki mojej córci wstążeczkami biało czerwonymi i robię to z radością. Wdzięcznością. Dumą. Szacunkiem. Pokorą.

Miłością.

Miłością do Polski, Polaków i podzielenia w nas i podzielenie między nami.

Renata Katarzyna Oczkowska

Coach EMCC, trener pracy z ciałem.